wtorek, 16 kwietnia 2013

Rozdział 1


Minęło blisko pięć lat od wielkiej bitwy. W tym czasie wiele się wydarzyło. Ludzie się zmienili. Dorośli. Wystarczy spojrzeć na mnie. Hermiona Granger, lat 23, była kujonka z burzą niesfornych włosów. Dziś, główny auror w Ministerstwie Magii, kobieta sukcesu, w ołówkowych spódnicach, z gładkimi, zawsze ułożonymi włosami i zawsze, ale to zawsze na obcasach. Od trzech lat w ten sam sposób przemierzam korytarze Ministerstwa. W kolejnych pokojach odwiedzam dawnych znajomych. Ron także jest aurorem, ale przydzielonym do innego typu spraw, Harry został ministrem, zresztą wszyscy się tego spodziewali po bitwie, Ginny siedzi w dziale mugoloznawstwa razem z Lavender i Parvati. Ostatnio ministerstwo zatrudniło nawet sporo dzieci śmierciożerców, przez co codziennie zmierzając do swojego gabinetu, mijam na korytarzu Blais’a Zabini… A ja? Jak już wspominałam jestem głównym aurorem i zajmuję się morderstwami.
Czekam cierpliwie na awans, bo szczerze powiedziawszy mam już dosyć mojego szefa. Zresztą dziś słyszałam plotkę o tym, że ktoś ma go zmienić i tym samym marzenia o moim awansie rozpłynęły się. Trudno, poczekam kolejne parę lat. Poza tym przynajmniej dostanę nowego szefa. Może będzie bardziej wyrozumiały, albo chociaż będzie miał poczucie humoru?
Wyszłam z kominka znajdującego się w Ministerstwie, a moją głowę dalej zaprzątały myśli o tym kto zastąpi mojego byłego już szefa. Spokojnym krokiem przemierzałam kolejne korytarze posyłając uśmiechy wszystkim znajomym. Aż w koncu dotarłam na miejsce.
-Dzień dobry Emmo.
-Dzień dobry panno Granger- na te słowa uśmiechnełam się do mojej sekretarki
-Czy są jakieś wiadomości do mnie?- Zapytałam, w duchu licząc na to, że może ona już wie kto zostanie moi szefem.
-Właściwie to jedna- uśmiechnęła się do mnie krzywo blondynka- ma się Pani stawić za godzinę wdawnym biurze szefa, podobno pozna Pani jego następce
-Dobrze, dziękuję- powoli pchnęłam drzwi do gabinetu. Weszłam i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Panował w nim jak zwykle porządek, wszystkie papiery poukładane były na biurku. Podeszłam więc do okna i odsłoniłam zasłony, wpuszczając tym samym dopomieszczenia trochę światła. Lubiłam swój gabinet, lubiłam myśleć, że dzięki swojej ciężkiej pracy wreszcie do czegoś doszłam. Że nie byłam już tylko córką mugoli, przyjaciółką znanego w całym magicznym świecie Złotego Chłopca. Dziś, ponad pięć lat po bitwie sama byłam kimś. Kimś, kto miał odrobinę burzliwą przeszłość.
Usiadłam przy biurku i spojrzałam na zdjęcie, które na nim postawiłam. Uśmiechnęłam się. Na zdjęciu była bowiem osoba, która od paru lat była całym moim życiem, to wokół tej osoby wszystko się kręciło. To ona oświetlała mój dzień i dawała mi siłę. Gdyby nie ta blond włosa osoba, nie wiem czy miałabym w sobie tyle odwagi by zmierzyć się ze wszystkim co wydarzyło się przez ostatnie pięć lat. Zawsze gdy patrzyłam na to zdjęcie, przywoływałam stare wspomnienia. Wspomnienia o bitwie w której zginęło tyle osób. Wspomnienia o osobie, która dała mi tyle szczęścia, choć nigdy miała się o tym nie dowiedzieć…
Z rozmyślań wyrwało mnie pukanie do drzwi
-Proszę- powiedziałam.
-Hej Miona, jak się masz? Moge wejść?- Zobaczyłam w drzwiach uśmiechniętego Rona.
-Tak, jasne- szybko odpowiedziałam.
-To co tam u Ciebie słychać?- Zapytał siadając w fotelu, znajdującym się tuż przy moim biurku.
-W miarę- odpowiedziałam- wkrótce mam się dowiedzieć kto zostanie moim nowym szefem.
-A tak, słyszałem. Podobno to jakiś facet.
-Tak myślałam- odpwiedziałam, niestety czarodzieje nie mieli pojęcia o parytetach i tym samym wszystkie wyższe stanowiska zajmowali w Ministerstwie mężczyżni.
-Ładnie wyglądasz- powiedział Ron, uśmiechając się do mnie
-Ty tez niczego sobie-odpwiedziałam, po czym oboje zaczęliśmy się śmiać. Zawsze, gdy śmialiśmy się tak bez powodu przypominały mi się szkolne lata.
-Co robisz w ten weekend? -Zapytał nagle Ron.
-Właściwie to jeszcze nie myślałam o weekendzie- powiedziałam, zresztą zgodnie z prawdą.
-Bo planowaliśmy z Lavender przygotować taki większy obiad i zaprosić trochę osób, więc może miałabyś ochote wpaść?
-Jasne, bardzo chętnie was odwiedzę, rozumiem, że Harry z Ginny też będą?- spytałam, nawet całkiem zadowolona z propozycji rudzielca.
-Tak, zaprosiłem też Dean’a i John’a-powiedział Ron uśmiechając się przy tym porozumiewawczo.
-Znowu chcecie mnie wyswatać?- Za każdym razem gdy moi przyjaciele mnie gdzieś zapraszali, okazywało się, że zaprosili również jakiś nieznanych mi mężczyzn licząc na to, że wreszcie się „ustatkuję”.
-Hermiona, to nie tak…-Ron zaczął robić się czerwony- poza tym John to fajny facet, współpracujez Ginny. Zresztą nic by się nie stało gdybyś wreszcie zaczęła się z kimś spotykać- wiedziałam, że moi przyjaciele chcą dla mnie jak najlepiej, ale irytowała mnie ich nadopiekuńczość
-A może ja nie chcę się z nikim spotykać?-Zapytałam trochę już zdenerwowana- zresztą wiesz, że takim jak ja trudniej jest znależć faceta.
-Co nie znaczy, że trzeba przestać próbować-powiedział Ron- Hermiona, nie możesz przecież do końca życia być sama- mówiąc to wyglądał na szczerze zmartwionego.
-Nie jestem sama, mam przecież…-jednak nie dane mi było dokończyć, bo drzwi się otworzyły i do gabinetu weszła Emma.
-Panno Granger, musi już Pani iść.
-A tak, dziękuję za przypomnienia- odwróciłam się jeszcze do Rona- to o której mam być?
-O 15 w sobotę- odpowiedział, widocznie już spokojniejszy.
-To do zobaczenia, bo jak znam życie już ani dziś ani jutro się nie zobaczymy-powiedziałam, po czym musnełam policzek mojego przyjaciela i wyszłam z gabinetu. Mijając kolejne pokoje, czułam jak rośnie moje podekscytowanie, nie mogłam się doczekać by dowiedziećsię kim jest mój nowy przełożony. Kiedy znalazłam sie przed właściwymi drzwiami, wzięłam głęboki oddech by się uspokoić i zapukałam.
-Proszę- usłyszałam tylko męski głos, ale wiedziałam, że jest to głos Meurt’a, mojego odchodzącego szefa. Powoli otworzyłam drzwi i przestapiłam próg jego gabinetu.
-Witam panno Granger.
-Dzień dobry- powiedziałam tylko i spojrzałam na fotel w którym siedział jakiś mężczyzna.Trudno mi było zidentyfikować kim on jest, gdyż w pomieszczeniu panowała kompletna ciemnica, ale czułam, że ów nieznajomy bacznie mi się przygląda.
-Proszę, niech pani pozna swojego nowego przełożonego -powiedział Meurt i wskazał na mężczynęsiedzącego w fotelu, który w tym momencie wstał i zrobił krok w moją stronę. Podeszłam do niego by podać ręke i w tym momencie usłyszałam ten głos. Głos, który dane mi było słyszeć ostatnio pięć lat temu.
-Draco Malfoy- powiedział mężczyna- ale my się chyba już znamy?- Te słowa skierował już do mnie i zobaczyłam jak na jego twarzy pojawia się ten jego głupi uśmieszek.
-Chyba tak- zdołałam tylko odpowiedzieć, poczułam bowiem jak narastają we mnie jednocześnie złość i frustracja. Nie jego spodziewałam się tutaj zobaczyć. Co więcej wolałabym go nigdy już nie spotkać.

2 komentarze:

  1. Ostatnie zdanie trochę nie po polsku, plus brakuje trochę przerw między słowami. Zaczyna się ciekawie ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawie się zaczyna, a to dopiero pierwszy rozdział! Chyba nie będę mogła przestać czytać :)

    OdpowiedzUsuń