wtorek, 16 kwietnia 2013

Rozdział 11


Obudził mnie zapach kawy. Otworzyłam powoli oczy i cicho westchęłam. Zapowiadał się kolejny pracowity dzień.
Powoli podniosłam się z łóżka i ruszyłam w stronę łazienki by trochę się ogarnąć. Myśląc, że Malfoy jest w kuchni, w końcu na to wskazywał unoszący się w domu zapach, odważnie otworzyłam drzwi. I zaniemówiłam.
"Dlaczego nie zwróciłaś uwagi na szum dochodzący z pomieszczenia?"-zbeształam się w myślach. Bo o to przede mną stał Draco Malfoy w całej swojej okazałości. Czy już wspominałam, że ma nieziemski tyłek?
Wzięłam głęboki wdech i korzystając z faktu, że mężczyzna stoi tyłem do mnie i jeszcze nie zauważył mojej obecności, postanowiłam wycofać się z pomieszczenia.
-Granger?!- w tym momencie blondyn odwrócił się w moją stronę- Nie umiesz pukać?
Poczułam jak moja twarz oblewa się rumieńcem. W końcu przede mną stał kompletnie nagi, przystojny mężczyzna, który już raz zawrócił mi w głowie.
-Przepraszam- powiedziałam tylko zasłaniając sobie oczy.-Myślałam, że jesteś w kuchni i dlatego nie zapukałam. Już wychodzę- właśnie miałam się odwrócić i opuścić łazienkę kiedy poczułam jak Draco łapie mnie za rękę.
-Właściwie to ja już skończyłem- nie wiedziałam jaką ma minę mówiąc to, bo w dalszym ciągu zasłaniałam sobie oczy.- Możesz zabrać tę rękę-to powiedziawszy odsłonił mi oczy, a mój wzrok natknął się na jego umięśniony tors.- Nie udawaj zawstydzonej, przecież już to widziałaś- dodał i kompletnie nagi opuścił łazienkę.
O mój Boże!!! Moje myśli krzyczały. To znaczy, że on pamięta!! Poczułam jak moja twarz robi się czerwona.
Przez pięć lat myślałam, że Draco Malfoy wyrzucił z pamięci wspomnienie tamtego wieczora. Albo, że był w takim szoku, że nie wiedział co się dzieje wokół niego. Poczułam, że muszę koniecznie wziąć zimny prysznic. Bardzo zimny. Zamknęłam więc starannie drzwi i zaczęłam się rozbierać.

-Czyżbyś zrobił śniadanie?- spytałam wchodząc do kuchni w której już urzędował blondyn.
-Tak. Proszę, oto twoja kawa- to mówiąc postawił przede mną filiżankę.
-Dzięki- szybko zabrałam się za pałaszowanie śniadania, które już stało na stole .
-Pomyślałem, że mogłabyś dzisiaj pogadać z sąsiadami naszej ofiary-odezwał się po chwili.
-Jasne- zadanie jakie przede mną postawił wydawało się łatwe. I na pewno ciekawsze niż pisanie raportu.
Zadowolona ubrałam kurtkę i buty i wyszłam wypełnić moją małą misję.
Przez kilka godzin krążyłam po okolicy i niby od niechcenia zagadywałam ludzi próbując się czegoś dowiedzieć. W pewnym momencie nawet wdałam się w konwersację z jakąś starszą panią która myślała, że jestem żoną Malfoy'a i zaprosiła mnie na obiad. Ponieważ byłam już zmęczona a nogi dosłownie odpadały mi z bólu, przystałam na jej propozycję.
Kiedy wróciłam było już ciemno.
-Zeszło ci się- mężczyzna siedział na kanapie i przeglądał papiery.
-Zagadałam się z jedną panią, a potem zjadłyśmy razem obiad.
-I jak, czegoś się dowiedziałaś?- podniósł na mnie wzrok. Poczułam, że koturny które rano założyłam zaczynają mi ciążyć. Usiadłam więc koło blondyna i zrzuciłam je z nóg.
-Wiem, że naszą ofiarę raz w miesiącu odwiedzało dwóch mężczyzn. Zresztą z opisu wynika, że dobrze ich znamy.- mówiąc to próbowałam wymasować sobie stopy i jednocześnie marzyłam, żeby mój towarzysz opuścił kanapę tak bym mogła się na niej wyciągnąć.
-O kim mówisz?- Draco odłożył kartki i spojrzał na mnie, a właściwie na moje nogi.
-Grey i Pieterson-odpowiedziałam. I w tym momencie stało się coś czego nigdy bym się nie spodziewała.
-Co robisz?- spytałam kiedy blondyn złapał mnie za nogi i położył je sobie na kolanach.
-Próbuję pomóc- mówiąc to zaczął masować moje stopy. Ja chyba śnię...
-I jestem ci wdzięczna, ale...- jednak mężczyzna mi przerwał.
-Dobrze się spisałaś i zasługujesz na nagrodę.
-Nagrodę?-powiedziałam unosząc brwi.- Skoro tak twierdzisz- uśmiechnęłam się i jednocześnie rozlużniona oparłam o kanapę. Muszę przyznać, że było mi dobrze.
Przymknęłam oczy. Ta chwila mogłaby trwać wiecznie.
Jednak w końcu przyszło opamiętanie.
-Draco?- zaczęłam niepewnie.
-Tak?- odwrócił się w moją stronę.
-Jeśli kiedyś wywalą cię z Ministerstwa to możesz spokojnie zostać masażystą- uśmiechnęłam się.
-Dlaczego mieliby mnie wywalić?- wydawał się rozbawiony moim stwierdzeniem.
-No wiesz, kryzys i te sprawy.
-Te sprawy?- powiedziawszy to spojrzał na mnie unosząc brew. W odpowiedzi tylko się uśmiechęłam. Siedzieliśmy tak jeszcze chwilę kiedy Draco ponownie przerwał ciszę.
-Masz kogoś?
-Co to za pytanie?- odpowiedziałam, ale wcale nie byłam na niego zła tak, jak powinnam.
-Z gatunku prywatnych-powiedział niezrażony.
-Tak, córkę.
-Nie o to pytałem.
-A ty kogoś masz?-zapytałam.
-Mówiłem ci, że nie jestem stworzony do związków.
-To znaczy?- rozmowa robiła się coraz ciekawsza.
-Nie umiem żyć w monogamii-odpowiedział.
-Może poprostu jeszcze się nie zakochałeś.
-A ty?- nie byłam pewna czy pyta o to czy kogoś mam czy czy byłam zakochana.
-Nie mam nikogo, jesli o to ci chodzi.
-Dlaczego?- wydawał się szczerze zainteresowany.
-A kto by chciał kobietę z dzieckiem?- nie liczyłam, że odpowie. A jednak się myliłam.
-Może ojciec tego dziecka-nie byłam pewna co o tym myśleć. Postanowiłam milczeć licząc na to, że Malfoy porzuci temat.- Dlaczego z nim nie jesteś?
-Widocznie mam dobry powód- powiedziałam tylko.
-Nie wątpię. Naprawdę nikogo nie masz?- Czego on właściwie ode mnie chciał?
-Przecież mówiłam, że nie. Co się tak przyczepiłeś?
-Byłem ciekawy, poza tym naprawdę chcesz powiedzieć, że nikt się w tobie nie zakochał ?
-A co w tym dziwnego?-poczułam, że wszystkie moje mięśnie się spinają.
-Jesteś atrakcyjna Granger, dlatego dziwi mnie, że jeszcze nikogo nie znalazłaś.- Zrobiło mi się miło. Aż za miło.
-Mogę być i Miss Świata, ale mam też dziecko.
-Co w tym złego?- Malfoy dalej drążył temat. Pewnie gdyby nie fakt, że jego masaż sprawiał mi tyle przyjemności już dawno bym wstała i poszła zamknąć się w swoim pokoju.
-A ty związałbyś się z kobietą, która ma dziecko?- chciałam go zmusić, żeby skończył temat.
-Pomijając fakt, że nie jestem w stanie wytrzymać w monogamii...- zawiesił głos.
-Nie musisz być miły, dobrze wiem, że nie związałbyś się z taką kobietą jak ja-mówiąc to poczułam lekkie ukłucie w sercu. Zabrałam nogi i postanowiłam wstać.
-Jestem szczery-wydawał się lekko zaskoczony moim zachowaniem.
-Nieważne, skończmy temat- szybko odpowiedziałam.
-Dlaczego?
-Bo to nie ma znaczenia. Nic nie zmieni faktu, że jestem samotną matką. Tak samo jak nic nie zmieni faktu, że ty jesteś playboy'em.- poddenerwowana ruszyłam w stronę swojego pokoju.
-Spokojnie, chciałem tylko odpowiedzieć na twoje pytanie-on również podniósł się z kanapy.
-Dobra, powiedz to i miejmy sprawę z głowy-zrezygnowana odwróciłam się w jego stronę.
- A więc...- nie mogłam się powstrzymać.
-Nie zaczyna się zdania od...-tym razem on nie dał mi skończyć.
-Wiem, Granger. Nie przerywaj. Pomijając takie oczywistości jak fakt, że lubię przebierać w kobietach, że ty nie związałabyś się z playboy'em, jak sama mnie nazwałaś, i że jesteś przemądrzała to tak. Związałbym się z tobą i  nic by mnie nie obchodziło, że masz już dziecko.
-Słucham?- zszokowana nie mogłam oderwać od niego wzroku.
-Dlatego myślę, że są mężczyżni, którzy chcieliby się z tobą związać.
-A jestem sama, bo?-zapytałam sama nie wiedząc co powinnam myśleć.
-Bo się boisz z kimś związać- Malfoy zrobił dwa kroki w moją stronę.
-Widzę, że jesteś znawcą tematu-odpowiedziałam tylko.
-Już mówiłem, że sarkazm ci nie przystoi- mówiąc to uśmiechnął się do mnie złośliwie.
-A ja ci mówiłam, że się przyczepiłeś zresztą nie wiem po co. Nie mam nikogo i jest mi z tym dobrze. Może ty lubisz zmieniać kobiety jak rękawiczki...- w tym momencie zobaczyłam, że  chce mi przerwać, ale musiałam dokończyć to, co zaczęłam- Nie przerywaj mi. Jeśli taki masz sposób na życie to w porządku, szanuję twój wybór. Każdy z nas ma jakieś powody, które sprawiają, że podejmujemy takie decyzje a nie inne. Dlatego proszę byś przestał zadawać mi pytania...
-Chciałem tylko...- nie dałam mu jednak nic powiedzieć.
-Tak, masz rację. Boje się, ale nie związku. Boje się, że nie będę umiała dobrze wychować mojej córki. Że zawiodę ją w którymś momencie. Że nie dam rady być dla niej matką i ojcem. Boje się, że nigdy nie spotkam nikogo, kto mógłby mi w tym pomóc. Ale to nic w porównaniu z tym jak bardzo się boję, że jej ojciec...-poczułam, że się zapędziłam. Musiałam jakoś wybrnąć z tej sytuacji.- Zresztą dlaczego ja ci to mówię?- chciałam się odwrócić i jak najszybciej zamknąć w swoim pokoju.
-Bo możesz mi zaufać- odpowiedział kompletnie zbijając mnie z tropu.
-Zaufać? Tobie? Od tego mam przyjaciół.
-A jednak zwierzyłaś się mnie a nie im.
-I co z tego?
-To, że łatwiej ci powierzyć swoje obawy mnie niż im.
-W takim razie może Główny Psycholog Draco Malfoy wytłumaczy mi to zjawisko?-spytałam próbując mu dopiec.
-Bo wiesz, że nie miałbym komu tego powtórzyć, biorąc pod uwagę fakt, że nie mamy wspólnych znajomych. I wiesz, że w przeciwieństwie do Pottera czy Wieprzleja byłbym w stanie cię obronić, dlatego też czujesz się przy mnie bezpiecznie.- spojrzenie jego stalowych oczu mnie przeszywało.
-Obronić?!-niemalże krzyknęłam mu w twarz- Niby przed czym? Jak byś nie zauważył wojna się skończyła, wszyscy śmierciożercy siedzą w Azkabanie a z tymi świrami którzy jeszcze krążą po świecie sama sobie poradzę.- Odwróciłam się i ruszyłam w stronę drzwi od mojego pokoju. Chwytając za klamkę usłyszałam jeszcze jak Draco mówi:
-Przed życiem- trzasnęłam drzwiami. Co on sobie wyobraża? Że kim jest? Bogiem? Osunełam się na podłogę i oparłam o drzwi.
Byłam bezsilna. Samotna i bezsilna.
Łzy toczyły się po moich policzkach. Chwilę póżniej podniosłam się by dać upust rozpaczy już na łóżku. Ale nie zdążyłam przykryć twarzy poduszką, kiedy moje gardło rozdarł szloch.
Nie wiedziałam dlaczego, ale płacz był jedynym do czego byłam zdolna.
-Hermiona?- usłyszałam głos Malfoy'a pod drzwiami. Chciałam mu powiedzieć, żeby sobie poszedł. Żeby zostawił mnie w spokoju.
Jednocześnie pragnęłam by mnie przytulił. By ukoił ból. By zaopiekował się mną i swoją... i Niną.
-Mogę wejść?- jednak mężczyzna nie odszedł od drzwi. A ja nie mogłam przestać szlochać.
Robiłam to chyba nad wyraz głośno, bo nie usłyszałam, że Draco wszedł do mojego pokoju.
Chwilę póżniej poczułam, że usiadł na moim łóżku i położył mi ręke na plecach.
-Już dobrze- zaczął ale nie dałam mu skończyć.
-Nie, Malfoy nie jest dobrze. Nie radzę sobie. Jestem przerażona.
-Nie masz czym. Jestem obok.- czyżby ktoś tu uczęszczał na kurs pocieszania?
-Tak, jesteś-opanowałam płacz i odwróciłam się w jego stronę.- Teraz. A co za godzinę? Tydzień? Rok?
-Nie wiem co za tydzień ani za rok, ale za godzinę nadal tu będę.
-Co?!-tym razem podniosłam się do pozycji siedzącej.
-Jeśli chcesz to mogę tu spać-odpowiedział ze spokojem.
-Ja się zamartwiam a ty tylko kombinujesz jak wykorzystać sytuację!- byłam zła, w końcu nigdy nie wiadomo co taki Malfoy ma w głowie.
-Ktoś tu ma brudne myśli?-usmiechnął się do mnie złośliwie- Chciałem ci tylko okazać wsparcie- podniósł się z łóżka- jakby co jestem za ścianą-dodał jeszcze zostawiając mnie samą.
Okazać wsparcie? Właśnie tego potrzebuję.
A co gdyby? Nie, nie mogę poprosić go o pomoc.
Może jednak? Korona mi z głowy nie spadnie. Przecież i tak widział jak szlocham, gorzej nie będzie.
A może chcę odrobić te pięć lat, które spędziłam sama.
Chcę, żeby tym razem mnie nie zostawiał.
Nawet nie zauważyłam, że odkąd Draco wyszedł z pokoju minęło trzydzieści minut. Podniosłam się i ruszyłam do łazienki.
Woda spływała po moim ciele. Poczułam spokój. Co się właściwie stało z Draconem Malfoy'em którego znałam z pracy?
Czyżby się domyślił?
Wróciłam do pokoju i poczułam, że dziś mogę porzucić moją dumę. I sięgnąć po chwilowe wsparcie ze strony mojego współlokatora.
W samej koszuli nocnej wyszłam na korytarz, stając przed drzwiami do sypialni Malfoy'a. Zapukałam.
-Proszę- usłyszałam w odpowiedzi i uchyliłam drzwi.
-Mogę?-spytałam patrząc na mężczyznę, który w samych bokserkach siedział na łóżku przeglądając jakieś papiery.
-Wejdż-powiedział odkładając kartki.
-Przepraszam- szepnęłam.
-Nie ma za co- zastanawiałam się co zrobić.
-Twoja oferta jest nadal aktualna?-spytałam tylko.
-Jasne, wskakuj- powiedziawszy to poklepał miejsce obok siebie, jednocześnie odsuwając kołdrę.
-Dzięki-uśmiechnęłam się i wsunęłam do łóżka.
-Zgasisz lampkę?- spytał jeszcze. Odwróciłam się więc w stronę szafki nocnej, która znajdowała się z "mojej" strony łóżka.  Kiedy tylko zapadła ciemność poczułam jak męska ręka zagarnia mnie w swoje objęcia.
Leżałam tak tyłem do niego, a on mnie obejmował.
Tworzyliśmy jedność. Po raz drugi.
Byłam spokojna. I wreszcie czułam się bezpiecznie.
Zamknęłam oczy. Znów było mi dobrze.
A oddech który czułam na karku ukołysał mnie do snu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz