Rozdział 14


Nie miałam ochoty wstawać z łóżka.
Nie miałam ochoty spotkać Malfoy’a.
Nie miałam ochoty przebywać z nim w jednym pomieszczeniu.

Nie chciałam z nim rozmawiać.
Nie chciałam na niego patrzeć.

Chciałam tylko, by to wszystko okazało się snem, który zaraz się skończy.
Chciałam, by ostatnie miesiące nie były prawdą.
Chciałam, by Malfoy jako mój szef był tylko wytworem mojej chorej wyobrażni.
Chciałam, by wczorajszy dzień nigdy się nie wydarzył.
Chciałam, by moje serce nie zostało złamane.

Jednak wszystko było na odwrót. Nie wiem dlaczego tak zareagowałam na jego słowa. Dlaczego to tak boli. Przecież go nie kocham.

Kochać. To duże słowo. Chyba zbyt duże bym na tym etapie mojego życia była w stanie je wypowiedzieć.

Więc dlaczego czuje się jakby wraz z wczorajszym wieczorem świat przestał wirować. Coś się zmieniło. Nie tylko między mną a Nim.

Kiedy spojrzałam na niego inaczej? Czy w ogóle to zrobiłam? Nie mam pojęcia jak to się stało, że złamał mi serce. Może tylko mi się zdaje? Może zwyczajnie uraził moją dumę? Może wcale nie czułam się tak bezpiecznie w jego ramionach? Może nigdy nie sprawiały mi radości te wymiany zdań, drobne kłótnie? Może nie było mi przyjemnie gdy jego ręka muskała moją?
Nie tak miało być. Dlaczego nie mogłam być bohaterką jakiejś romantycznej historii, a zamiast tego dostałam napuszonego gbura, którego wahania nastrojów doprowadzają mnie do szału i który już mi zdążył oznajmnić, że nic między nami nigdy nie będzie, za to ja nie jestem mu w stanie powiedzieć, że kilka lat temu został ojcem.

Moje rozmyślania przerwało pukanie do drzwi.
-Tak?- Zapytałam i przeraziłam się własnego głosu. Brzmiał inaczej. Pusto. Jakby był wyprany z emocji.
-Dobrze, że już się obudziłaś- usłyszałam zza zamkniętych drzwi- za dwie godziny wyjeżdzamy- Westchnęłam. No tak, czas wrócić do rzeczywistości.
Powoli się podniosłam i rozejrzałam po pokoju. Nie było źle. Właściwie większość rzeczy miałam w walizce, więc powinnam się uwinąć w kilka minut.
Jednak najpierw postanowiłam wziąć ciepły prysznic. Uchyliłam drzwi od pokoju i rozejrzałam się po korytarzu. Nie było go.
Szybko porwałam z walizki ubranie i skierowałam się w stronę łazienki.
Po dwudziestu minutach wyglądałam już o wiele lepiej. Nasmarowałam się najbardziej pachnącym balsamem jaki znalazłam w swojej kosmetyczce z nadzieją, że przyjemny zapach poprawi mi humor.
Nakremowana i ubrana wróciłam do pokoju by w ciszy skończyć się pakować.
Jeszcze tylko śniadanie i będę gotowa do drogi.
Wprawdzie zupełnie nie miałam na nie ochoty, ale jako matka nauczyłam się odpowiedzialności i odwoływania się do rozumu zamiast kierowania się emocjami.
Tak więc pora na śniadanie.
Najciszej jak się dało ruszyłam do kuchni z walizką w ręce. Zostawiłam swoje rzeczy przy ścianie i podeszłam do lodówki.
Byle zjeść śniadanie w samotności.
Proszę.
I chyba tym razem moje modlitwy zostały wysłuchane, bo dopiero kiedy kończyłam pić herbatę usłyszałam szum w korytarzu.
-Gotowa?- Nie podniosłam głowy, dalej wpatrując się w widok rozciągającysię za oknem.
-Tak -odpowiedziałam tylko. Po chwili usłyszłam jak mężczyzna otwiera drzwi i wychodzi na ganek. Dopiero wiedząc, że znów jestem sama, odwróciłam się.
Moich rzeczy już nie było. Spojrzałam przez okno na blondyna który szedł w stronę samochodu. Jak on to robi, że jest w stanie nieść moją walizkę, swoją torbę i torbę z naszym sprzętem i jednocześnie wcale nie wygląda jakby wkładał w to jakikolwiek wysiłek? Wręcz przeciwnie, muszę przyznać, że wygląda bardzo przystojnie. Bardzo męsko. Chyba to w nim widzą wszystkie te „kobiety na jedną noc” jak o nich mówi. Może być zadufany w sobie, jego pewność siebie może człowieka wykończyć, ale nic nie zmieni faktu, że jest przystojny i to bardzo, a w dodatku posiada charyzmę. No i od razu widać, że należy do gatunku „złych chłopców”, a tacy zawsze mają rzeszę fanek.
Podeszłam do zlewu, by umyć kubek. Kiedy nie usłyszłam, żeby mężczyzna wracał, postanowiłam się pospieszyć. Pewnie czeka w samochodzie.
Wyszłam przed dom i ruszyłam w stronę auta.
-Nie zamykasz domu?- Spytałam, kiedy już otworzyłam drzwi. Spojrzał na mnie nieprzytomnie. Chyba musiał nad czymś rozmyślać, bo wyglądał jak wyrwany z letargu.
-Nie trzeba, właściciele sobie poradzą- no tak, nie był by Malfoy’em gdyby tak szybko nie odzyskał rezonu.
Zanim zdążyłam się zorientować, ruszyliśmy. Przez okno ostatni raz oglądałam to niepozorne miasteczko.
Jednak po kilku minutach nie miałam już co podziwiać przez szybę, ponieważ rozciągała się przed nami tylko droga pośrodku pustkowia.
Zaczęłam się więc wsłuchiwać w piosenkę lecącą w radiu.
„I don’t know where to start this
‚Cause I don’t know where it ends
I wanna try and say things
I’ll never had the courage to send.”*
Uśmiechnęłam się pod nosem. Skąd ja to znam?
-Widzę, że odzyskałaś humor- głos mężczyzny wyrwał mnie z zamyślenia.
-Słucham?- Mimowolnie odwróciłam się w jego stronę.
-Zaczynasz się uśmiechać- odpowiedział. A mnie zastanowiło tylko jedno -czy on ma oczy dookoła głowy? Bo skąd niby wie, patrząc się wciąż przed siebie, że się uśmiecham.
-Coś mi się przypomniało- z powrotem odwróciłam się w stronę okna.
-Co?
-Nic takiego, po prostu ta piosenka mi o czymś przpomniała.- Znowu zapadła między nami cisza. Jednak nie na długo.
-Pewnie się cieszysz, że już niedługo zobaczysz swoją córkę.
-Nawet bardzo- nie chciałam ciągnąć rozmowy, ale może to jest dobry moment by powiedzieć mu prawdę?
-Chciałaś mnie chyba o coś wczoraj spytać- on jednak ciągnął niezrażony.
-Przecież Cię spytałam- odburknęłam.
-Tak, ale wydawało mi się, że chciałaś powiedzieć coś innego.
-Możliwe- odpowiedziałam cicho.
-Więc słucham.
-To chyba nie jest czas ani miejsce na taką rozmowę- sama już nie wiedziałam czy oznajmić to teraz czy poczekać na lepszy moment. Przecież nie chciałam, żeby Malfoy zszokowany usłyszaną wiadomością wjechał w jakieś drzewo i nas zabił.
Nie żeby na tym pustkowiu był chociaż jeden konar…
-Zrobiło się poważnie, jeśli chodzi Ci o naszą wczorajszą rozmowę…- jednak jak zwykle nie pozwoliłam mu dokończyć.
-Niezupełnie.
-Chciałem tylko, żebyś zrozumiała, że nie powinnaś myśleć o wiązaniu ze mną swojej przyszłości.
-Skończ już. Wcale nie o to mi chodziło -poczułam jak narasta we mnie złość.
-To może powiesz o co ci chodziło -mówiąc to odwrócił się w moją stronę.
-Ciebie to i tak nie obchodzi.
-Słucham?- Chyba nie tylko ja zaczęłam się denerwować.
-Przecież ty i tak wiesz lepiej co chcę powiedzieć- odparłam.
-Granger, przestań mnie wkurzać i powiedz o co ci chodzi.
-Daj mi spokój Malfoy- odpowiedziałam zła akcentując ostatnie słowo.
-O co ci chodzi kobieto?!
-O co mnie chodzi?!- Zapytałam odwracając się w jego stronę.
-Tak, tobie. Raz się wymądrzasz, potem płaczesz, następnie mdlejesz, potem znowu wściekasz się na mnie, a kiedy już zaczynamy się dogadywać to mnie policzkujesz.
-Jesteś nienormalny!- Odkrzyknęłam tylko.
-Ja?!
-Tak ty!- Teraz krzyczeliśmy już na siebie na całego.
-I kto to mówi- zobaczyłam złośliwy uśmieszek na jego twarzy.
-No prosze, powiedz mi kto?!- Ścisnęłam mocniej torebkę, który trzymałam na kolanach.
-Szanowna Wiem-To-Wszystko Granger, przyjaciółeczka Wybrańca i Wieprzleja, najlepsza uczennica, która przyczyniła się do obalenia Voldemort’a i która spieprzyła swoją przyszłość puszczając się z niewiadomo kim i zachodząc w ciążę, a teraz jest obrażona na cały świat, bo jej szefem został jej odwieczny wróg- zapadła cisza. Nie spodziewałam się, że powie coś takiego. Że tak o mnie myśli.
-Wroga, który od zawsze miał ją za nic i jak widać to się niezmieniło- odpowiedziałam tylko odwracając się w stronę szyby. Nadal byliśmy na odludziu.
-No tak, jak zawsze musisz mieć ostatnie zdanie.
-A ty mnie obrażać- zastanawiałam się co zrobić, bo że dłużej nie wytrzymam w tym samochodzie to było pewne.
-A co, może powiedziałem nieprawdę? Gdyby było inaczej nie byłabyś samotną matką- jeszcze chwila i moja głowa eksploduje.
-To, że popełniłam jedno szaleństwo w całym życiu nie daje ci prawa do oceniania mnie.
-Szaleństwo?! Czy ty w ogóle wiesz kto jest ojcem twojej córki? Bo z twoich opowieści wnioskuje, że nie -znowu ze mnie kpił.
-Dla twojej wiadomości świetnie wiem, kto jest ojcem mojej córki!
-Kto?- Nie tego się spodziewałam.
-Co cię to obchodzi? Przecież to i tak nie zmieni zdania jakie masz o mnie.
-Skąd wiesz?
-Ktoś, kto na to nie zasługuje- odpowiedziałam.
-Tylko nie mów, że Wieprzlej cię przeleciał, a potem znalazł sobie jakąś panienkę. Chociaż nie, wtedy twoja córka najprawdopodobniej byłaby ruda a nie…- tym razem przesadził.
-Zatrzymaj samochód.
-Słucham?- Wydawał się kompletnie zdezorientowany.
-Powiedziałam, żebyś zatrzymał samochód.
-I co będziesz szła przez to pustkowie?
-Zatrzymaj samochód!- Byłam wściekła. I ku mojemu zdziwieniu mężczyzna rzeczywiście zatrzymał pojazd. Szybko wysiadłam po czym otworzyłam bagażnik i wyciągnęłam moją walizkę.
-Granger, przestań się wygłupiać -usłyszałam jego głos dobiegający z wnętrza auta. Jednak zamiast go posłuchać trzasnęłam klapą od bagażnika i odeszłam od samochodu. -Granger!- Zobaczyłam jak wysiada wściekły z samochodu. Wyciągnęłam więc szybko różdzkę z torby i łamiąc wszelkie obowiązujące mnie zasady teleportowałam się do domu zostawiając Malfoy’a wściekłego na środku pustkowia.
_________________

*fragment piosenki Nicole Scherzinger „AmenJena”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz