Rozdział 15


This time was different
Felt like I was just a victim
And it cut me like a knife
When you walked out of my life.
-Rihanna „Cry”

Minęły już dwa dni od mojego powrotu do domu. A to oznaczało jedno.
Powrót do pracy.
Nie bardzo wiedziałam czego spodziewać się ze strony mojego szefa. To wiecej niż pewne że był wściekły. Pewnie będzie się na mnie wyżywał do końca życia. No a wcześniej objedzie od góry do dołu. Ale tym razem nic nie odpowiem. Spokojnie poniosę konsekwencje swojego czynu.
Ubrana i umalowana wsiadłam do taksówki. Jeszcze raz sprawdziłam w torbie czy mam wszystkie potrzebne rzeczy.
Powinnam go przeprosić? Wprawdzie nadal uważałam, że to jego wina, ale faktu, że złamałam regulamin nie mogę się wyprzeć. Może będe musiała za karę zostawać dłużej w pracy, albo zabierać niedokończone sprawy ze sobą do domu?
Choć nie powiem, byłoby miło gdyby Malfoy mnie zaskoczył i po prostu przeprosił. Tak, tak by było najlepiej. Chociaż to chyba niemożliwe do spełnienia.
Kiedy kierowca zatrzymał samochód szybko zapłaciłam i wysiadłam. Teraz musiałam tylko dojść do budki telefonicznej.
Nie cierpiałam korzystać z kominków, zawsze czułam się po tym słabo. W dodatku jazda samochodem mnie uspokajała. Dawała czas do przemyśleń. Siedząc w aucie i obserwując zmieniające się widoki za oknem, czułam się wolna. I miałam nadzieję, że podróż się nigdy nie skończy. Dlatego też niechętnie opuszczałam pojazd.
Nie minęło dziesięć minut a znalazłam się w holu głównym Ministerstwa. Wsiadłam do jednej z wind i już po chwili byłam na „moim” piętrze. Sporo osób było już w swoich gabinetach. Przywitałam się z niektórymi nie przerywając swojego marszu.
-Dzień dobry panno Granger- powitała mnie Emma.
-Dzień dobry, jest coś do mnie?- Zaniepokoiła mnie jej mina.
-Cóż, właściwie to…-wyglądała na zdenerwowaną -może ja pójdę po pana Malfoy’a, bo…- zanim skończyła zdanie, otworzyłam już drzwi od mojego gabinetu. Ton mojej sekretarki nie zapowiadał nic dobrego.
I rzeczywiście nie wyglądało to zbyt dobrze. Podeszłam do biurka na którym samotnie stał karton. Zajrzałam do środka i zamarłam.
W środku były moje rzeczy.
Nie wiem ile tak stałam gapiąc się na ten karton, kiedy usłyszałam jak drzwi za mną zamykają się.
-Widzę, że przyszłaś zabrać co twoje- podniosłam głowę i natychmiast napotkałam kpiące spojrzenie.
-Co to jest?- Spytałam.
-Twoje rzeczy, nie poznajesz?- Wyglądało na to, że mężczyzna dobrze się bawi kpiąc ze mnie.
-Oczywiście, że poznaję. Ale co one robią w tym pudełku?
-Możesz mi podziękować, spakowałem je dla ciebie- ewidentnie był rozbawiony całą sytuacją.
-Chyba nie rozumiem- wydukałam.
-Przypomnij mi, to ciebie nazywali najmądrzejszą czarownicą?- Gdyby nie to, że byłam zupełnie zdezorientowana całą sytuacją już dawno powiedziałabym mu co myślę o jego komentarzach.
-O co ci chodzi?- Miałam nadzieję, że moje przypuszczenia okażą się błędne. Przecież to nie mogła być prawda.
-Granger, Granger to chyba oczywiste. Spakowałem te rzeczy, żebyś mogła je zabrać zwalniając tym samym miejsce- zrobił dwa kroki w moją stronę. Poczułam jak moje tętno przyspiesza.
-Zwalniając miejsce?- Nie byłam nawet w stanie się ruszyć. Chciałam odwrócić twarz, by ukryć pojawiające się na niej rumieńce. Rumieńce zażenowania i wstydu.
-Tak, bo już tu nie pracujesz- powiedziawszy to wykonał kolejny krok w moją stronę.
-Słucham?! Jak to nie pracuję?
-Zostałaś wylana za niesubordynację i złamanie regulaminu- odpowiedział spokojnie.
-To jakiś żart?- W przeciwieństwie do niego ja nie potrafiłam nawet udawać, że jestem spokojna. Byłam zła.
Zła na siebie, że złamałam regulamin.
Zła, że nie przewidziałam wcześniej takiej możliwości.
Zła, że mogę obwiniać tylko siebie.
-A czy ja wyglądam jakbym żartował?- Byłam przerażona. I co ja teraz zrobię? Przecież nie mogę zostać bez pracy. Może gdybym nie miała córki, ale tak?
-A nie powinieneś mi dać wypowiedzenia? Uprzedzić mnie dwa tygodnie wcześniej? Nie możesz mnie zwolnić ot tak- próbowałam jakoś się ratować. Choć sama nie do końca widziałam w tym sens. Bo prawda była taka, że poznałam Malfoy’a na tyle by wiedzieć, że jak coś sobie postanowi to nie zmieni zdania póki tego nie osiągnie.
-Co za różnica, skoro i tak będziesz bez pracy teraz czy za dwa tygodnie?- Nie, on chyba żartował.
-To, że ty jesteś bogaty od urodzenia nie znaczy, że inni też-odparowałam zanim zdążyłam ugryźć się w język. Nie wiem dlaczego tak bardzo uczepiłam się tych pieniędzy. Prawda była taka, że ich nie potrzebowałam. Dzięki odszkodowaniu wojennym i nagrodzie za zasługi jaką wraz z Harrym i Ronem dostaliśmy, a także dzięki temu, że odkąd tylko zaczęłam zarabiać odkładałam coś na konto z którego nigdy nie skorzystałam, byłam w stanie żyć w dostatku do końca swoich dni. Ba, ja byłam nawet w stanie utrzymać moją córkę i potencjalne wnuki.
-Zauważyłem…- spojrzał się na mnie znacząco. Wzięłam głeboki wdech.
-Puszczę tę zniewagę mimo uszu, ale nie możesz mnie zwolnić.- Jego komentarz zupełnie mnie nie obchodził. Nie byłam gorsza od niego. Ani teraz ani 12 lat temu.
-A to niby dlaczego?- Wyglądał na wyjątkowo rozbawionego moim stwierdzeniem.
-A z czego ja się utrzymam?- To chyba najgłupsze pytanie jakie przyszło mi do głowy. Nie chciałam tracić tej pracy. Poniekąd ją lubiłam. Poniekąd polubiłam Malfoy’a.
-A czy to mój problem?- Powiedziawszy to, odwrócił się do mnie plecami i ruszył w stronę drzwi. Zanim zdążyłam się zorientować, moja ręka wylądowała na jego ramieniu.
-Malfoy, poczekaj.
-Tak?- Z powrotem odwrócił się w moją stronę, a ja opuściłam rękę zawstydzona swoją reakcją.
-Nie rób mi tego- odparłam.
-Trochę za późno- dotarło do mnie, że nie przekonam go do zmiany decyzji.
-Proszę, przecież wiesz, że mam córkę. Gdybym nikogo nie miała to w porządku, ale ja muszę ją z czegoś utrzymywać, zapłacić za jej przedszkole, opiekunkę.- Modliłam się by moje argumenty brzmiały logicznie. Może i on miał mnie za nic.
Może nic nigdy do mnie nie czuł.
Może nigdy nie poczuje.
Ale ja tak bardzo potrzebowałam jego bliskości.
Potrzebowałam widzieć go każdego dnia. Choćby przez chwilę.
-Może poproś jej ojca o pomoc-odparł. Gdyby tylko wiedział, że właśnie to robię…
-Ja…-zawiesiłam głos nie wiedząc co odpowiedzieć. Może powinnam wyjawić mu prawdę?
-Ze względu powiedzmy na twoje dobre wyniki w pracy-przy tych słowach skrzywił się lekko- dostaniesz odszkodowanie.- Świetnie, tylko co mi po tych pieniądzach? Dlaczego to było takie trudne?
-Dziękuję- odpowiedziałam tylko i odwróciłam się w stronę biurka. Nie byłam pewna czy mężczyzna już wyszedł czy może dalej za mną stoi, ale nie miałam już siły powstrzymywać łez. Poczułam jak powoli spływają po moich policzkach. I pomyśleć, że jeszcze kilka miesięcy wcześniej marzyłam o awansie. Nie, ja byłam pewna, że go dostanę.
No cóż, chyba niczego w życiu nie można być zbyt pewnym.
Potrząsnęłam głową chcąc odpędzić od siebie te myśli i wzięłam karton w dłonie.
Cały mój dobytek w średniej wielkości pudełku.
No dobrze, może nie cały dobytek, ale to jednak kilka lat pracy zamknięte w kartonie.
Odwróciłam się i zobaczyłam jak stalowe tęczówki intensywnie mi się przyglądają.
-W takim razie, do widzenia- powiedziałam wymijając blondyna. Nie chciałam się przed nim jeszcze bardziej upokarzać.
-Granger- zawołał za mną. Przystanęłam tuż przed drzwiami i odwróciłam się w jego stronę.
-Wiesz, że i tak współpraca średnio nam szła.
-Zauważyłam- odparłam lekko rozczarowana faktem, że tylko tyle miał mi do powiedzenia.
-Na dłuższą metę i tak by nic z tego nie było -dodał po chwili.
-Taaa, już to chyba gdzieś słyszałam- odparłam odwracając się w stronę drzwi. Nie chciałam mu pokazać jak bardzo bolą mnie jego słowa. Wolałam udawać silną.
-W każdym razie powodzenia- usłyszałam jeszcze wychodząc z gabinetu. Nie byłam pewna czy się nie przesłyszałam. Może to tylko moja wyobraźnia? Nie miałam siły się nad tym zastanawiać. Ruszyłam korytarzem patrząc przed siebie.
Nie odwróciłam się ani raz.
Nie poszłam do nikogo z przyjaciół by oznajmić im co się właśnie stało.
Szłam przed siebie nie zważając na otaczających mnie ludzi.
Nie skorzystałam z kominka jak większość, ale znów wyszłam drzwiami dla gości.
A kiedy otworzyłam drzwi od budki telefonicznej poczułam się lepiej.
Jakbym wybudziła się właśnie z koszmaru.
I wtedy dotarło do mnie, że jestem wolna.
Wolna od jego komentarzy. Od jego spojrzeń. Od jego widoku. Od jego wahań nastroju.
Jednak po chwili zrozumiałam, że wcale tego nie chcę. Chcę wrócić do środka. Móc znów z NIM pracować. Móc czuć jego zapach. Widzieć ten ironiczny uśmiech, który pojawiał sie na jego twarzy przy każdej naszej rozmowie. Poczuć to przyjemne ciepło, które rozchodziło się po moim ciele za każdym razem gdy mnie dotykał.
Stałam w tej małej uliczce, w środku mugolskiego Londynu i po raz pierwszy w życiu nie wiedziałam co dalej będzie. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Poczułam, że zaczyna brakować mi powietrza. Zdjęłam szal z szyi, ale to nie pomogło. Zrobiło mi się gorąco a moje oczy zaczęły piec. Próbowałam nabrać powietrza w płuca, ale nie mogłam. Tak jakbym wraz z utratą pracy i jedynej możliwości bycia blisko NIEGO straciła umiejętność oddychania. Zanim się zorientowałam karton z moimi rzeczami wylądował na ziemi. Oparłam się o ścianę. Czy tak wygląda koniec?
Przed oczami stanęło mi wspomnienie tamtego wieczora. Pierwszego, po którym mnie zostawił. Potem zobaczyłam nasze spotkanie po latach, gdy został mi przedstawiony jako mój nowy szef. Przypomniało mi się, jak pierwszy raz chwycił moją ręke przy teleportacji. Przypomniały mi się wszystkie obawy jakie wtedy odczuwałam. Obrazy zaczęły się zmieniać. Byłam więc ja i Draco w moim gabinecie. Na stołówce w Ministerstwie. Draco w moim domu. Ja i on siedząc w samochodzie. Potem w restauracji. Rozmawiający o Ninie siedząc na schodach przed tą samą restauracją. Mój pierwszy samotny wieczór w domu, który zamieszkiwaliśmy. Śniadanie. Rozmowa w gospodzie. I ponownie Malfoy, który mnie zostawia by poznać lepiej jakąś obcą dziewczynę. Nasza kłótnia w salonie. Ja płacząca na łóżku i on obiecujący, że ze mną zostanie. Potem zobaczyłam nas razem w jego łóżku przytulonych. Potem znów kłótnia w gospodzie. A potem jego dotyk i ciepło. Ojciec zamordowanej dziewczynki płaczący na schodach. Kłótnia. Moja ręka na JEGO policzku. Podróż powrotna. Rozmowa. Rozbawione spojrzenie jakim mnie zaszczycił gdy prosiłam by mnie nie wyrzucał.
Nic nie słyszałam. Ale widziałam te wspomnienia. Widziałam swoje reakcje. Jego reakcje. Obrazy tak szybko się zmieniały. Nagle zaczęłam się krztusić. Chciałam móc znów nabrać powietrza. Ale już po chwili krztuszenie zamieniło się w szloch. Stałam sama na środku uliczki i płakałam. Czułam się jakby moje ciało przebijały niewidzialne ostrza. To wszystko bolało. Rozdzierało mnie od środka. Osunęłam się na ziemię.
Szloch wstrząsał całym moim ciałem. Dlaczego?
Dlaczego tak bardzo go potrzebowałam? Chciałam być blisko? Dlaczego tak mnie ranił?
Dlaczego nie byłam w stanie go zmienić?
Tak bardzo się starałam. Chciałam by było inaczej. Ale znowu los ze mnie zakpił. Po raz pierwszy poczułam smak goryczy, która wypełniała mnie od środka. Poczułam się bezsilna. Choć wiedziałam co będzie póżniej. Otrę łzy i wstanę, by wrócić do domu i zająć się Niną. Może poszukam nowej pracy… Wrócę do normalności. Znów będę silna i odpowiedzialna. Bo dziś jestem matką i tego nie zmienię.
Nie będę już nigdy najwną nastolatką. Nastolatką ze złamanym sercem. Nigdy już się nie wyszaleję. Nie będę nocami chodzić z przyjaciółmi na imprezy. Nie będę oddawać swojego serca przystojnym nieznajomym. Nie będę się nad sobą użalać ani leczyć smutków przed telewizorem z kubłem lodów czekoladowych na kolanach. Nigdy już nie będę miała nastu lat.
Bardzo kocham moją córkę. Jest dla mnie wszystkim, ale w tym momencie pożałowałam tego, że pięć lat temu wróciłam do zamku. Że wpadłam na Malfoy’a.
„Szanowna Wiem-To-Wszystko Granger, przyjaciółeczka Wybrańca i Wieprzleja, najlepsza uczennica, która przyczyniła się do obalenia Voldemort’a i która spieprzyła swoją przyszłość puszczając się z niewiadomo kim i zachodząc w ciążę.” Jego słowa dźwięczały w mojej głowie.
I po raz pierwszy poczułam, że może miał rację. Nie zmienię przeszłości. Ale nie jestem pewna czy gdybym wiedziała, że tak się wszystko potoczy nie przerwałabym naszego pierwszego pocałunku.
Nauczyłam się żyć z myślą, że mam dziecko. Nina jest jedyną osobą dla której wstaję rano. Uwielbiam na nią patrzeć. Trzymać ją w ramionach. Zrobiłabym dla nie wszystko. Jednak musiałam przyznać Draco rację.
Pięć lat temu spieprzyłam swoją przyszłość.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz