Rozdział 17


„Skies are crying, I am watching
Catching teardrops in my hands
Only silence, as it’s ending, like we never had a chance.
Do you have to make me feel like, there’s nothing left of me?”
-Demi Lovato „Skyscraper”
Stoję tu. Jak gdyby nigdy nic. Jakbym za chwilę nie miała wywrócić jego świata o 180 stopni. Patrzę na drzwi. Masywne, ciemne drzwi.
To dziwne. Stać przed tą wielką rezydencją. Tą, którą już kiedyś odwiedziłam. O ile można, mój poprzedni pobyt w tym domu, nazwać odwiedzinami. Tą, która pomieściłaby pewnie w sobie ludność jakiegoś niewielkiego państewka. A tymczasem w środku mieszka jedna osoba.
Oczywiście skrzatów nie liczę.
W końcu ktoś musi dbać o ten piękny ogród, o równo przycięte krzewy, o kilometry kwadratowe na których mieszka ON.
Minął tylko dzień odkąd moja córka powiedziała o czym marzy na święta. I wystarczyło jedno spojrzenie mojej przyjaciółki bym wiedziała, że tym razem muszę to zrobić.
I wcale nie dlatego, że wierzę, że 24 grudnia zjawi się w moim domu by przytulić Ninę.
Nie dlatego, że muszęspełniać każde życzenie mojej córki.
Ale dlatego, że ją kocham. I nie pozwolę by moja duma czy strach odebrały jej szczęście. Przecież zasługuje na to by wiedzieć kim jest jej „tata”.
Tak samo jak Draco Malfoy powinien się dowiedzieć, że ma córkę. W końcu nie mogę tego faktu ukrywać do śmierci.
A może jednak? Zawahałam się chwilę przed chwyceniem kołatki.
Nie. Dosyć. Tyle mówię o odpowiedzialności. Za odpowiedzialną się uważam. Więc przyszła pora bym mogła tego dowieść.
Słyszę szelest za drzwiami, które po chwili się uchylają.
-W czym mogę pomóc?- Starszy mężczyzna w ciemnym stroju przygląda mi się wesoło.
-Dzień dobry, jestem Hermiona Granger. Czy Draco jest w domu?- Tym razem się nie cofnę.
-Proszę wejść, zaraz zawołam panicza-mówiąc to mężczyzna wpuszcza mnie do środka po czym zabiera ode mnie płaszcz i ręką wskazuje bym weszła do salonu.
Jestem sama. Mam czas, żeby się rozejrzeć. A muszę przyznać, że ku mojemu zdziwieniu wnętrze domu Dracon’a Malfoy’a jest przyjemnie urządzone. Same jasne barwy. Zero srebrnego czy zielonego. Jasno kremowa kanapa wprost zachęca, żeby na niej usiąść.
Słyszę kroki. Czy to już?
-Może ma pani ochotę czegośsię napić?- Nie, to tylko służąca. Aż dziwne, że nie ma tu skrzatów.
-Poproszę herbatę- znowu słychać kroki. Serce z całych sił odbija się od moich żeber. Już nie wiem czy słyszę kroki Malfoy’a czy własne serce.
Jeszcze chwila i będzie po wszystkim.
Tylko od czego ja mam właściwie zacząć?
-Granger? Co cię do mnie sprowadza?- Już nie mam czasu do namysłu. Czuję jak moja głowa zaczyna pulsować tym samym rytmem co serce.
-Myślę, że powinniśmy porozmawiać- mówię tylko, niewiedząc co powiedzieć dalej.
-W takim razie siadaj -wskazuje na  kanape. W tym samym czasie służąca przynosi herbatę i stawia ją przede mną.
-Nie masz w domu skrzatów czy mi się zdaje?- Próbuję odwlec w czasie to, co nieuniknione.
-Nie, nie zdaje ci się. Ale chyba nie o tym chcesz rozmawiać?
-Nie- biorę głęboki wdech.-Chcę ci powiedzieć coś bardzo ważnego, zresztą powinnam była to zrobić dawno temu.-Na korytarzu znów słychać kroki. Obcasy rytmicznie uderzają o drewnianą podłogę.
Kto chodzi w szpilkach po domu?
Nie dane jest mi się głębiej nad tym zastanowić, bo do salonu wchodzi młoda kobieta.
Piękna kobieta.
-Dzień dobry- uśmiecha się do mnie.
-Dzień dobry-odpowiadam zaskoczona.
-Draco, nie przedstawisz nas?- Zwraca się do blondyna, a on wstaje z fotela.
-Oczywiście. Francesco poznaj Hermionę.
-Bardzo mi miło- resztkami sił podnoszę się z kanapy i wyciągam ręke w stronę kobiety.
-Och, cała przyjemność po mojej stronie- pewnie łapie moją dłoń wciąż się uśmiechając- Zawsze marzyłam by cię poznać- dodaje po chwili.
-Nie bardzo rozumiem- nie jestem pewna czy moje stwierdzenie bardziej odnosi się do wypowiedzianego przez nią zdania czy może do sytuacji w jakiej się znalazłam.
-Tyle się o tobie nasłuchałam w szkole. Zawsze zazdrościłam ci tych wszystkich przygód, jeśli można tak nazwać to wszystko, co ci się przytrafiło.
-Dziękuję- odpowiadam tylko. Pamiętaj po co tu przyszłaś, powtarzam w myślach.
-Nie będę wam przeszkadzać- kobieta znów się do mnie uśmiecha po czym idzie w stronę drzwi.- Wkażdym razie miło było cię poznać, Hermiono.
-Ciebie również- uśmiecham się i siadam z powrotem na kanapie. Tym razem jednak wbijam wzrok w obrazy wiszące na ścianie. Zero pamiątek rodzinnych. Portretów. Same budynki. Czyżby Draco Malfoy interesował się architekturą?
-Rozumiem, że jesteś w szoku- słowa mężczyzny docierają do mnie jak przez mgłę.
-Słucham?- Odrywam wzrok od siedemnastowiecznego dworku.
-Sama mówiłaś, że powinienem się ustatkować- czuję jak moje serce skręca się z bólu, kiedy dociera do mnie sens jego słów, jednak staram się by tego nie zauważył.
-Tak, rzeczywiście- nachylam się by sięgnąć po filiżankę. Dlaczego ręka mi się trzęsie?
-Wracając do naszej rozmowy, to co takiego chciałaś mi powiedzieć?- Pytanie powinno brzmieć, co ja powinnam powiedzieć?
-Ja… nie wiem czy to dobry moment- „po prostu mu powiedz” jakiś głosik szepcze w mojej głowie. Przecież nie mogę stchórzyć. W końcu byłam Gryfonką.
-Hermiona, jeśli chodzi o naszą poprzednią rozmowę, to…- zawiesza głos a ja za nic nie mogę go rozgryźć. Bo o którą rozmowę mu chodzi?
-Możesz jaśniej?- Zaczynam wpatrywać się w jego zimne, srebrne oczy. Tak różne a jednocześnie tak podobne do oczu mojej córki. Jednak wbrew temu co w nich widać, mężczyzna wydaje sięzaskoczony moim pytaniem.
-Jeśli przyszłaś tu, żeby wyznać mi, że jednak się we mnie zakochałaś to już chyba wiesz jak będzie brzmiała moja odpowiedż- widzę jak na jego twarzy znów pojawia się maska obojętności.
-Tak, wiem- słyszę swój głos choć wydaje mi się, że wcale nie otworzyłam ust.
-W takim razie…-mężczyzna podnosi się z fotela, więc ja też wstaje.- Odprowadzę cię do drzwi.
-Nie trzeba- odpowiadam i kiedy już mijam próg salonu czuję jakby to, co przed chwilą się stało dopiero teraz dotarło do mojego mózgu. Chwila, co ja właściwie wyprawiam?! -Tyle, że ja przyszłam powiedzieć ci coś innego- odwracam się z powrotem w jego stronę, opierając się o framugę drewnianych drzwi.
-To znaczy?- Widzę, że jest zaskoczony. Zresztą nie bardziej ode mnie.
-Nie przyszłam tu, żeby wyznać ci miłość- mówię, jednak nie ruszam się z miejsca.
-Nie?- Podczas gdy ja ledwo stoję na nogach on wydaje się rozluźniony. Stoi obok fotela na którym jeszcze chwilę wcześniej siedział i opiera rękę o jego zagłówek.
-Czasem przesadzasz z tą pewnością siebie- odpowiadam.
-I to przyszłaś mi wyznać- na jego twarzy znów pojawia się uśmiech.
-Nie -czuję, że za chwilę moja głowa eksploduje.
-To co w takim razie?- Przechyla głowę w prawą stronę jednocześnie z ciekawością patrzać mi prosto w oczy. Gdybym nie była tak zdenerwowana całą sytuacją, pewnie musiałabym przyznać, że wygląda conajmniej uroczo.
-Przyszłam ci coś oznajmić i nie oczekuję, że to jakoś zmieni twoje życie.- Choć w głębi duszy modlę się by było inaczej, dopowiadam w myślach.
-Nie bardzo rozumiem- robi dwa kroki w moją stronę, a ja czuję ogarniający mnie gorąc.
-Nie oczekuję, że po tym odezwiesz się do mnie chociaż słowem- biorę wdech, głowa coraz mocniej mi pulsuje, a moje policzki zaczynają piec.
-Próbujesz mnie znowu wyprowadzić z równowagi?- Widzę jak jego lewa brew unosi się w geście dezaprobaty.
-Całkiem możliwe- głos zaczyna mi drżeć. Mam wrażenie, że cofneliśmy się w czasie. Że znów jestem Tą-Przemądrzałą-Granger a on Tym-Przystojnym-I-Mającym-Mnie-Gdzieś-Malfoy’em. Gdzie się podziała moja pewność siebie?
-To jesteś na dobrej drodze- znów robi krok w moją stronę.
-Nie wątpię- odpowiadam tylko, a w myślach powtarzam sobie, żeby wziąć się w garść. W końcu nie jesteśmy już w szkole. Chociaż tam lepiej sobie radziłam…
-Granger, powiedz o co ci chodzi i najlepiej zniknij w końcu z mojego życia- jest bardziej zdenerwowany niż na to wygląda. A jego oczy ze srebrnych robią się stalowo szare.
-Tego chcesz?- Pytam jakby nie mogąc uwierzyć w to co usłyszałam.
-A ty chcesz mnie zdenerwować?- Nie musi nawet podnosić głosu by zrobić na mnie wrażenie. Jego głos jest zimny, czuję jak mnie przeszywa. Widzę, jak jego dłonie zaciskają sięw pięsci.
-Ty już jesteś zdenerwowany- Czuję, że przekroczyłam jakąś barierę.
-Granger, do jasnej cholery!- Tym razem jednak nie rusza się z miejsca.
-Nie dajesz mi skończyć-próbuję go jakoś uspokoić. Jeszcze chwilą i mam wrażenie, że rzuci sięna mnie.
-Bo może nie interesuje mnie to, co masz do powiedzenia?- Ku mojemu zaskoczeniu odpowiada spokojniejszym tonem, jednak tym samym o wiele chłodniejszym.
-Interesuje czy nie i tak ci powiem.
-To może zrób to wreszcie zamiast się przekomarzać?- Ma rację. Koniec tego przedstawienia.
-Problem w tym, że nie dokońca wiem jak- zaczynam panikować. Bo przecież nie wykrzyczę mu tego prosto wtwarz?
-Kończy mi się cierpliwość- a może powinnam?
-A mnie to może nie?- Spuszczam wzrok na podłogę. Ciemny odcień drewna wydaje mi się taki ciepły w porównaniu do oczu Malfoy’a. Moj oddech się uspokaja.
-Dobra, powiedz to szybko i miejmy to z głowy- nadal nie podnoszę głowy.
-Pamiętasz dzień Wielkiej Bitwy?- Zaczynam i w końcu spoglądam na niego.
-Trudno niepamiętać- wzdycha przewracając oczmi w geście zniecierpliwienia.
-A pamiętasz co się potem stało?- Staram się nie odrywać od niego wzroku.
-Wszyscy świętowali triumf Pottera?- Czy mi się wydaje czy wyczuwam nutę zazdrości w jego głosie?
-Chodzi mi o to co się wydarzyło w zamku- nie odpowiada mi jednak, więc nie wiem czy zupełnie nie ma pojęcia o czym mówię czy może w jakiś pokrętny sposób zaczął domyślać się tego,co chcę mu powiedzieć i jest w zbyt wielkim szoku by zareagować.- Co się wydarzyło między nami?- Tym razem spoglądam prosto w jego srebrne tęczówki.
-Do czego zmierzasz? Masz ochotę na powtórkę?- Na jego twarzy znów pojawia się szyderczy uśmiech. Uśmiech,który ma przygotować mnie na cios.- Bo jeśli tak to wiedz, że ja nie- tym razem to ja podchodzę do niego. Nim ma szansę jakoś zareagować moja dłoń ląduje najego policzku. Czuję, jak łzy zaczynają napływać mi do oczu, choć z całych sił staram się je powstrzymać.
-Jesteś podłą świnią -mój głos zaczyna drżeć.
-To mi odkrycie- prycha.Widzę, że jest zły- a teraz wynoś się z mojego domu!- Zaczyna mnie przerażać. Odsuwam się od niego i odwracam w kierunku drzwi.
-Co tu się dzieje?- Nagle w salonie pojawia się Francesca, zerkając nerwowo to na mnie to na mężczyznę.
-Granger właśnie wychodzi- kiedy słyszę jak męski głos wypowiada te słowa czuję nagły przypływ siły.
-Tak, ale najpierw ci coś powiem- odwracam się jego stronę będąc już na wysokości wyjścia.
-Nie obchodzi mnie to!- Jego zimne oczy zaczynają rzucać gromy w moją stronę.
-Obchodzi czy nie, muszę ci powiedzieć, że tamta „sytuacja” miała swoje konsekwencje- odpowiadam- Pamiętasz jak się pytałeś kto jest ojcem Niny?
-Tak, powiedziałeś, że ktoś kto nie jest tego wart- w tym momencie dociera do mnie, że on nie zrozumie żadnych aluzji. Że muszę po raz pierwszy w życiu powiedzieć to na głos.
-Masz rację- zawieszam na chwilę głos i świat przestaje wirować. Jakby ktoś zatrzymał czas. Prawdziwa cisza przed burzą.- Draconie Malfoy’u przyszłam tu, by ci oznajmić, że ty jesteś ojcem mojej córki- kiedy kończę wszystko wraca do normy. Świat na powrót zaczyna się kręcić. Moja głowa przestaje pulsować. I zanim ktokolwiek ma szansę zareagować, wychodzę z przytulnego salonu. Wychodzę z tego domu.
Dzięki teleportacji kilka sekund póżniej jestem już u siebie.
Patrzę na Ninę jak bawi się lalkami.
Draco Malfoy, wbrew jakiejkolwiek logice, jest sprawcą największego szczęścia w moim życiu.
Jest ojcem mojej córki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz